poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Jej ogromność Dynia

     Wiem... wiem.... że jeszcze nie pora ..., ale noce co raz chłodniejsze i bałam się, żeby nie przemarzły.... nasze pierwsze w życiu,  wyhodowane "własnymi ręcami" dynie :)
Nigdy wcześniej nie widziałam i nie wyobrażałam sobie, jak ogromne, płożące, długie i silne pędy mogą wyrosnąć z dwóch małych nasionek !!! i jakie wielkie i zmyślne liście z tych pędów  - niczym parasole osłaniające owoc od szkodliwych promieni słonecznych a jednocześnie ukształtowane w taki sposób, aby deszczówka spływała wprost do korzeni znajdujących się w pobliżu owocu- by w przypadku suszy mogły otrzymać jak najszybciej tak potrzebną im do rozwoju wodę. Właśnie... ścinając pędy mogłam zobaczyć jakie ogromne ilości wody przewodziły... woda wręcz się z nich wylewała przy cięciu sekatorem.
   Owoców było bardzo dużo, niestety większość z nich padła łupem ohydnych ślimaków wrrrr.... jak ja ich nienawidzę !!! , wszystko mi pozżerały... pomidory, kwiaty liliowców, siewki szałwii, którą sobie posiałam, fasolkę szparagową...itp :(
Ale dynie, które się obstały są zachwycające :) Zobaczcie zresztą sami :)






Dobrze, że młodzież miałam akurat pod ręką, wnieśli dynie na taras, by na dzisiejszym pięknym słoneczku zahartowały sobie skórę, by mogły dłużej w dobrej formie być przechowywane do listopada- kiedy to będziemy sporządzać pyszną i pikantną zupę dyniową i dżemy dyniowo-pomarańczowo-imbirowe :)
Jedna będzie oczywiście ozdabiać wejście do domu :)))

 ***
Dwa tygodnie później ...

Postanowiliśmy jedną z wielkich dyń przerobić na zupę, sporą jej część zamrozić i równie sporą zaprawić do słoi. Mąż przystąpił do akcji...


Naszym oczom ukazał się piękny, soczysty, pomarańczowy miąższ...
 


 a po kuchni rozszedł się zapach świeżego melona, który zwabił naszego domowego żarłacza :-)

Krojenie ogromnej dyni to spore wyzwanie... mąż poradził sobie znakomicie


Na sam koniec postanowił jednak upuścić sobie trochę krwi....

***


Witam serdecznie nowych obserwatorów
i dziękuję za mnogość komentarzy,
 które zostawiacie - bardzo, bardzo się cieszę ,
 że mnie odwiedzacie i zostawiacie ciepłe słowo... :)))

Miłego tygodnia Wam życzę !!!

czwartek, 21 sierpnia 2014

Herbaciarka biało-czarna

     Taka sobie herbaciarka :) Zrobiłam ją dla mamy do jej nowego, nowoczesnego, biało-czarnego pokoju. Ociepliłam delikatnie patyną, aby zdjąć z niej surowe oblicze i dodałam broszkę, którą zalałam lakierem szklącym, tworząc menisk wypukły :)

 





sobota, 16 sierpnia 2014

Kolejne karteczki

Zgadnijcie , gdzie byłam wczoraj ? :)

Z radością stwierdzam, że moja wyobraźnia scrapkowa powoli się rozkręca, chociaż ... przyznam szczerze, że najbardziej w kolorach beżowo-turkusowych ... te leżą mi jak żadne inne :)


Trudno mi się przełamać i sięgnąć np. po zieleń ... , więc poszłam w fiolety i różowości z ociupinką soczystej i smakowitej zieleni, chyba wyszło nieźle ?


 
Miłego weekendu !!!

czwartek, 7 sierpnia 2014

Sielski dzbanek z krową

    Uwielbiam tą serwetkę ... i kiedy na pchlim targu wyszperałam stary dzbanek na herbatę czy mleko, od razu wiedziałam co z nim zrobię :)




Korciło mnie , żeby dodać napis "pij mleko", transfer nie wchodził w grę, bo chciałam mieć literki po idealnym łuku ramki, w której siedzi krowa. Z pomocą przyszła Olcia ... ze swojej "decopupagowej" szuflady wyczarowała najlepsiejszy szablon, jaki mógł mi się przyśnić. Sprawdził się na medal :)))

środa, 6 sierpnia 2014

Dziecięca zawieszka

     Machnęłam zawieszkę na drzwi do pokoju małego Oskara. Czterolatek zażyczył sobie jedną stronę morską -  bo właśnie wrócił z pięknej Chorwacji, zachwycony morzem i jego żyjątkami :)




Już wiem, że się podoba :), mały co rusz przychodzi i zagląda czy zawieszka jest już gotowa, zostałam też najlepszą ciocią :)))

niedziela, 3 sierpnia 2014

Różane koło 2014

     W przyszłości w różanym kole będzie stała metalowa pergola obsadzona clematisami, a na razie mam "motyla", którego lewe skrzydło zdobią róże Colette , a prawe Schneewittchen i lawenda.

Colette, nie wiem dlaczego zawodzi w pierwszym kwitnieniu, produkuje tysiące pąków, z których połowa gnije lub opada ( przypuszczam że to sprawka kwieciaka malinowca ) a z tych co zostaną rozwijają się małe i zdeformowane kwiaty. Za to drugie kwitnienie jest spektakularne ... kwiaty czarują ilością , wielkością, wypełnieniem, kolorem i cudnym zapachem :)

Schneewittchen kwitnie zawsze pięknie i bardzo obficie, z kolei ma problemy z mrozoodpornością, a co za tym idzie -  z odpowiednio wysokim wzrostem. Nie często mam możliwość podziwiać krzak wysokości 1m.

Ten wyjątkowy rok sprawił, że nie tylko pierwsze kwitnienie przypadło wcześniej niż zwykle, ale i drugie...kwiaty rozwinęły się już pod koniec lipca , zamiast we wrześniu, jak to mają we zwyczaju :)

Zapraszam zatem na różany, biało-moreloworóżowy, cudnie pachnący spektakl :)


i ogrodowi goście


Miłego, niedzielnego  popołudnia !!!

sobota, 2 sierpnia 2014

5 rocznica scrap.com

Zapisałam się na urodzinowe Candy, kto wie, może poszczęści się  tym razem... ?