Wczoraj rano ( pobudka 4,00 ) we mgle i deszczu wybraliśmy się wreszcie po raz pierwszy w tym roku na grzyby, po tym jak pod naszą ogródkową sosenką pojawiły się trzy maślaczki - znak, że czas na grzyby właśnie się rozpoczął... . Jeździmy zawsze w to samo miejsce, w góry, łącząc przyjemne z pożytecznym. Idąc dzikim szlakiem ostro pod górę- wszakże zygzakiem, żeby nic nie przeoczyć :) upajam się ciszą, zapachem lasu, szelestem liści... do momentu aż mąż znajduje pierwszego prawdziwka...
No tak...ścisnęło mnie w żołądku z zazdrości... tez muszę takiego ślicznego znaleźć !!!. Adrenalina wydzieliła się w iście kosmicznej ilości...grzyby... grzyby...gdzie one są !!!??? Ciężko cokolwiek wypatrzeć , jeszcze trochę ciemnawo, mgła, mokre liście - trzeba mieć nosa... Jest !!! jeden, potem drugi... i jeszcze trzeci prawdziwek...potem podgrzybki, maślaczki, zajączki...no wypas :) Prześcigaliśmy się w ilości i jakości zebranych grzybków :)))) Przestał przeszkadzać mi lejący deszcz, wlewający się z uporem maniaka na kark i dalej za koszulę w kierunku pleców, mokre do kolan spodnie, przemoczone, chlupoczące buty... były grzyby !!! w satysfakcjonującej nas ilości ( nie jesteśmy typowymi grzybiarzami co zbierają tony grzybów ).
Największą frajdę zrobił mi malutki prawdziwek, dłuższą chwilę wpatrywałam się w niego z zachwytem, po czym mój wzrok sięgnął kilka centymetrów dalej...co to ? spod wielkiego kamienia wystaje beżowobrązowy kołnierz...to chyba prawdziwek ! Podniosłam kamień i ... tak !!! moim oczom ukazał się ogromny , ogromniasty prawdziwek !!! Teraz męża ścisnęła w żołądku zazdrość... największy okaz znalazłam Ja hihihi... :)))
Do domu wróciliśmy w radosnym nastroju :) 80 grzybków to na prawdę niezły bilans :)
Zaglądającym na stronkę życzę miłej niedzieli:)